Mały Kierusek nie tak dawno obchodził swoje pierwsze urodzinki. Nie obyło się bez jednej, a nawet dwóch hucznych imprez i dwukrotnego dmuchania świeczki. Nie będę jednak pisał o gorączce związanej z upieczeniem tortu czy samodzielnym przygotowaniem imprezy dla 18 osób. Tylko o gorączce, która dopadła Stasia kilka dni przed….
Nasz Stasiulek to okaz zdrowia. Poza urodzeniową żółtaczką, 3-dniówką i jednym katarkiem przez 365 dni życia nie dolegało mu kompletnie nic. W międzyczasie zabraliśmy go do Tajlandii, Bułgarii, Anglii i Włoch i nigdy nie było większych problemów ani z jedzeniem, ani z aklimatyzacją. Na dodatek, nie został praktycznie na nic zaszczepiony, za wyjątkiem gruźlicy i WZW B (za co ściga nas sanepid). Nawet pierwsze 8 zębów przeszło bez większych stęków, i nawet dwie górne czwórki zaczęły się wyżynać bez specjalnych komplikacji… I tak trwałaby nasza idylla, aż nagle wszystko się zmieniło w 364. dniu jego życia.
Jeszcze we wtorek, 2 dni przed urodzinami poszliśmy na ostatnią dawkę WZW Typu B – płatna (70 zł) szczepionka Engerix, podobno bez efektów ubocznych. 48 godzin później obudził nas dziwny, bardzo trudny do uspokojenia płacz Małego Kieruska. Jakby ktoś nam podmienił dziecko. A do tego gorączka, choć nie na tyle duża, żeby podawać mu leki. Po kilku godzinach udało się nam ukoić ten płacz i trochę pospaliśmy
Nazajutrz jednak temperatura cały czas go trzymała. Nasz super hiper bezdotykowy termometr na podczerwień przestał działać po tym, jak Staś go zrzucił (choć i tak nigdy nie pokazywał dobrej temperatury), więc pognałem do apteki po nowy, taki co i pod pachę, i do tyłeczka… i wyszło, że ma niemal 40 stopni gorączki. Do tego biegunka. I dopiero wtedy się zaczęło…
Trudna do zbicia temperatura, rozdrażnienie i płacz, brak apetytu, ospałość, biegunka… a do tego coś niepokojącego zaczęło się dziać w jego buzi podczas ząbkowania, ślinił się jak wściekły. Zamiast 12 godzin snu, było 12 pobudek z płaczem, a raczej wyciem, pół godziny utulania, pół godziny snu…
Pierwsze skojarzenie rodziców – efekt po szczepieniu. Dużo czytaliśmy o NOP-ach, na bieżąco śledzimy fanpage Stowarzyszenia STOP NOP więc jesteśmy wyczuleni a może wręcz przeczuleni.
Żaden z lekarzy nie chce łączyć objawów z faktem zaszczepienia, zwłaszcza gdy można dopatrzeć się tak pospolitych przyczyn jak postępujące zapalenia ucha. Jednak, gdy popatrzymy na ulotkę szczepionki, którą dostał Staś, to producent jest mniej optymistyczny niż pediatrzy i pielęgniarki szczepienne, którzy zgodnie twierdzą, że po Engerixie nie ma objawów ubocznych. Sami zaobserwowaliśmy ich co najmniej kilka. Co ciekawe, zgodnie z twierdzeniami producenta mogą się one pojawić bardzo często – czyli nawet częściej niż u 1 na 10 dzieci (czyli praktycznie u każdego).
Zastanawia mnie, czy lekarze w ogóle czytają ulotki szczepionek, czy też powtarzają jak mantra, co im mówią przedstawiciele medyczni: „nie wywołuje efektów ubocznych”? Dla ciekawskich, ulotka Engerix tutaj
Pomimo tego przetrwaliśmy pierwszą imprezę urodzinową dla przyjaciół, choć o 23 Staś skutecznie przegonił płaczem ostatnich gości, a później… później było tylko gorzej. Opadł z sił, zero apetytu, wielki ból w buzi i hektolitry śliny. Do tego jakieś pryszcze na twarzy, na nodze i cały czas gorączka…
6 dni od szczepienia było już tragicznie. Jednak lekarz rodzinny, do którego pojechaliśmy, aby zgłosić, że po szczepionce dzieje się coś niedobrego nie widział niczego niepokojącego, ani w buzi, ani w uchu. „Samo przejdzie”
Na szczęście zawsze mogę liczyć na Siostrę, która już w poniedziałek nie miała żadnych wątpliwości – postępujące zapalenie ucha i koniecznie antybiotyk.W sumie to rekomendowała nam antybiotyk już 3 dni wcześniej, ale dla nas to był NOP, a ona już wtedy widziała objawy postępującego zapalenie ucha. Do tego w buzi pojawiły się pleśniawki, jakiś zgorzel, tragiczny zapach, więc załatwiła super maść ze szpitala, a potem kazała smarować fioletem i podawać syrop antygrzybiczny.
Tak więc nasze dotychczas zdrowe i nie wiedzące co to antybiotyk dziecko nagle zostało zmuszone do przyjmowania (głównie ze strzykawki, na której widok uciekało) sporej dawki leków. Do tego doszły tortury polegające na smarowaniu dziąseł i języka.
Na szczęście pomogło. Trudno opisać radość, gdy jakieś 3 dni później Stasio po raz pierwszy od tygodnia wypił z apetytem całą butelkę mleka, a po kolejnych 2 dniach zjadł wreszcie obiad. Dopiero po 4 dniach brania antybiotyku spadła temperatura i dziecko nam odżyło.
Oczywiście, oprócz medykamentów staraliśmy się podnosić mu odporność naszymi domowymi metodami, stosując sok z czarnego bzu własnej roboty, witaminę C do mleka i probiotyk.
Po 2 tygodniach od pierwszych objawów Staś wrócił do formy, zaczął też lepiej spać, tak więc i my odpoczęliśmy. Został katar, ale i z tym daliśmy sobie radę.
Gdy po raz drugi przygotowaliśmy mu imprezę urodzinową, tym razem rodzinną, Stasio był już w tak dobrej formie, że z apetytem wpałaszował cały kawałek tortu i domagał się więcej 🙂
Po tej nieprzyjemnej przygodzie mamy jeszcze więcej wątpliwości, co zrobić ze szczepieniami Małego Kieruska…