Co myślisz, kiedy słyszysz te wszystkie dzieci, które na okrągło mielą swoimi ozorami? Zadają setki pytań, na które nie znasz odpowiedzi, albo na które wolałbyś jej nie poznać. Nie dają chwili wytchnienia, bo bez przerwy mają coś do powiedzenia, opowiedzenia, choćbyś nie miał najmniejszej ochoty tego słuchać. Nie wierzę, że nie wydaje się to czasami do granic możliwości irytujące i dosłownie aż cię skręca, żeby krzyknąć: „cicho bądź”, „zamknij się” itd.

Z drugiej strony jestem ja, młoda mama, która nie może wprost usiedzieć z podekscytowania w oczekiwaniu na tę chwilę, kiedy to mały Kierusek zacznie kłapać swoją słodką jadaczką na lewo i prawo. Miód poleje się na moje serce, kiedy usłyszę, jak ten nieporadny jeszcze mały Staś zacznie układać pierwsze zdania i wreszcie do mnie mówić.

Tymczasem zdarzyło się coś, co choć nie miało rangi stworzenia pierwszego zdania podrzędnie złożonego, na zawsze pozostanie w mej pamięci jako chwila niezwykła i niepowtarzalna, stworzona tylko i wyłącznie dla mnie.

Cała rzecz miała miejsce 30 czerwca, w poniedziałek. Siedziałam sobie z latoroślą w miłych okolicznościach przyrody, wygrzewając się w promieniach wakacyjnego słońca. Kierusek ubrany w rynsztunek kąpielowy bawił się w dmuchanym baseniku, przekładając z rączki do rączki łopatkę i kolorowe foremki w kształcie kraba i rozgwiazdy. Co jakiś czas spoglądał na mnie swoimi wielkimi oczyskami, żeby upewnić się, że mama podziwia jego niezwykłe wyczyny. Toż to nie taka prosta sztuka chwycić łopatkę i próbować całą połknąć. Doceniałam wysiłki malca, zapewniając mu stały aplauz i doping, jakiego nie powstydziłaby się najlepsza piłkarska drużyna.

mama2

Na drugim planie siedział tato, nieco oddalony od głównego miejsca akcji, ukryty na tarasie hotelowego pokoju. Pogrążony w zadumie nad laptoptem tato nie miał najmniejszych szans, żeby usłyszeć i zobaczyć to, co zdarzyło się nad basenem.

Stasio zajął się intensywnie przelewaniem wody i chlapaniem na wszystkie strony, z czego wydawał się bardzo zadowolony. Nagle powietrze przeszył jeden wyraźny dźwięk, który raził mnie niczym piorun. M-A-M-A – wydobyło się z tych małych usteczek, tak donośne i tak pewne, jakby to słowo było już Stasiowi doskonale znane. Jakby wypowiadał je codziennie po setki razy. Niewzruszony malec dalej sobie chlapał i chlapał, a mama… No cóż, dobrze, że akurat siedziałam obok Stasia, bo były duże szanse, że stojąc, upadłabym z wrażenia.

mama1

Zamiast tego zastygłam w bezruchu, a na moich policzkach pojawiły się dwie mokre strugi łez. Niby czym tu się zachwycać, bo mały nawet pojęcia nie ma, co przed chwilą zrobił, ale nie mogłam się powstrzymać. Nie potrafiłam pohamować wzruszenia. Teraz już wiem, jak to słowo brzmi w ustach mojego syna. Wiem, jak pięknie mówi M-A-M-A. To zabrzmiało najcudowniej na świecie i jeszcze chyba nigdy nie usłyszałam od nikogo nic tak wspaniałego. Stasiu, dzisiaj podarowałeś mi jedną z najważniejszych chwil w moim życiu. Dzięki 🙂