Od jakiegoś czasu, mniej więcej od początku wakacji zaczęłam poważnie rozmyślać nad jakąś dodatkową opieką dla Stasia. W zasadzie to zaczęliśmy rozmyślać, bo Kierusowy Tata również coraz częściej na ten temat przebąkuje. Do snucia tego typu rozmyślań zmusiła mnie po prostu życiowa potrzeba wynikająca nie tylko z powrotu do pracy. W sumie nie mam takiej konieczności, ale mam taką możliwość, która mnie bardzo kusi. Co tu dużo ukrywać, tęsknię za tymi obiadkami w styropianowych pudełkach przynoszonymi z pobliskiego baru mlecznego. I za tą aromatyczną kawą, której smak zabijałam wielką ilością cukru i mleka. Tego mi znowu trzeba 🙂 A tak na poważnie, to ja po prostu lubię swoją pracę i nawet w trakcie urlopu macierzyńskiego nie odpuszczałam i angażowałam się w wiele zadań zdalnie, a ostatnio nawet personalnie. Jeśli czytają to dziewczyny z pracy, na pewno będą wiedzieć, o czym mowa 🙂

Trudno tak sobie odpuścić pracę, kiedy cały czas chciałoby się coś robić i chwytać się nowych wyzwań. Przynajmniej ja tak mam. Nie usiedzę na miejscu, bo coś mnie korci, coś roznosi, coś każe łazić, szperać szukać czegoś do roboty.

Jednak to nie tylko o pracę się rozchodzi, bo czasami w życiu pojawiają się inne sytuacje, które wymagają ode mnie większej elastyczności, niż ta, którą aktualnie dysponuję. Wizyty w urzędach, bankach, ważne zebrania w pracy, a do tego jeszcze sprawy związane z budową domu, które wymagają jeżdżenia i załatwiania. Gdzie to już Stasio nie był? Śmiga pod biurkiem w gabinecie taty, zaczepia panie z okienka, demoluje sale konferencyjne i inne nieprzeznaczone do użytku dzieci. I tak ciągam go ze sobą wszędzie, gdzie muszę albo powinnam być, a on z natury wiele nie protestuje (póki co) i daje się posłusznie ciągać.

Choć trudno mi w to uwierzyć, mały Stasio za ponad miesiąc skończy roczek, a to symboliczny moment, który oznacza, że ten mały berbeć wcale nie jest już taki mały. Nasz bilans wygląda tak: na niespełna rok życia Kierusek nie towarzyszył nam fizycznie w trakcie dwóch wieczorów. Tyle tego, koniec kropka. Ciekawa jestem, jak to wygląda u innych 🙂

Żeby już nie przedłużać tych stęków i jęków, wrócę do tytułowego pytania. Myśląc o zastępczej opiece dla dziecka w czasie pracy lub innych czynności, do dyspozycji pozostają dwie powyższe opcje. Myślę, że dojrzałam już do tego, aby powierzyć opiekę nad Stasiem komuś innemu, i choć przyjdzie mi to z ogromnym trudem, to w końcu na coś będę musiała się zdecydować.

Oczywiście, wiem, że każda z opcji ma zagorzałych przeciwników i zwolenników. Z drugiej strony kiedy czyta się lub słucha opinii ludzi, to zazwyczaj wszędzie są sami przeciwnicy. Przeciwnicy czegokolwiek. Krytykować zawsze jest łatwiej, bo taka jest ludzka natura. W tle pojawiają się pojedyncze głosy zwolenników dowolnej opcji, zazwyczaj poparte własnym doświadczeniem i na takie głosy najbardziej liczę, i takich głosów chcę słuchać. Nie interesuje mnie zdanie ludzi, których znajoma znajomej albo stryjeczna siostra brata itd. Historie, które zaczynają się w ten sposób, od razu spisuję na straty, bo prawdy w nich tyle co kot napłakał.

Jeśli chodzi o żłobek, często można usłyszeć, że lądują tam takie niechciane dzieci, bo co za matka przy zdrowych zmysłach pośle dziecko do zupełnie obcego miejsca, w którym pewnie głodzą, krzyczą i biją. A ta matka to pewnie też udany egzemplarz, bo zamiast siedzieć z dzieckiem w domu, to gdzieś prowadza nie wiadomo dokąd, a sama karierę robi. Zachciało się babie. Przecież jak ma dziecko, to niech w domu siedzi, a nie tu spełnienie jej się marzy.

Kolej na nianie. To dopiero temat rzeka. Najczęściej można usłyszeć: „no jak to tak obcej babie oddać dziecko?, i jeszcze po domu będzie się pałętać nie wiadomo kto, a ty masz pojęcie, kogo wpuszczasz pod dach? itd.

I weź tu człowieku bądź mądry. Wychodzę z założenia, że każdy normalny rodzic chce dla swojego dziecka jak najlepiej, a więc nie ma zamiaru posyłać dziecka do żłobka czy w objęcia niani, żeby malcowi działa się krzywda. Każdy rodzic ma swój rozum, potrzeby i potrzebuje opcji skrojonej dokładnie na swoją miarę, ni mniej ni więcej.

Ja też potrzebuję takiej opcji i chociaż zaczęłam już poszukiwania niani, nie zdecydowałam ostatecznie, czy niania będzie najlepszym rozwiązaniem. Może jednak żłobek i Stasio wśród innych dzieci. Kiedy patrzę, jak fajnie reaguje na inne dzieciaki, myślę, że może byłoby to dla niego dobre miejsce. Pytanie, czy przez te inne dzieci nie otrzyma za mało uwagi ze strony opiekunek. Niania byłaby cała dla niego, chyba że w trakcie pilnowania miałaby ważniejsze zajęcia jak piłowanie paznokci albo robienie zakupów.

Wychodzę też w przyszłość i zastanawiam się, jak taki żłobek czy niania wpłyną na jego rozwój. Przecież tak cały czas byłby ze mną. Wiedziałabym (tak jak teraz) zawsze, co się z nim dzieje, w czym mu pomóc, jak pocieszyć, co zrobić, żeby przestał płakać. A jeśli jakieś potrzeby nie będą odpowiednio zaspokojone przez obce osoby, czy to będzie miało na niego wpływ. Przeraża mnie sama myśl o tym, że mógłby być smutny z jakiegoś powodu, a to później zostawiłoby ślad w jego psychice.

Jak widać, jestem o krok od porządnej paranoi, a chciałabym w końcu podjąć decyzję i móc pójść dalej. Na razie kręcę się w kółko i trudno mówić nawet o powrocie do punktu wyjścia, bo jeszcze punktu wyjścia nie było.

Jeśli ktoś ma jakieś doświadczenia, przykłady z własnego życia, jak to z nianiami, czy żłobkami bywało, co wybrać, od kiedy, jak przygotować dziecko na ten moment, proszę nie kiście tych informacji tylko dla siebie. Są ludzie, którzy ich potrzebują. Tacy jak ja 🙂  Można pomyśleć o tym w kategoriach dobrego uczynku, dzięki czemu skołatane matczyne nerwy i rozdygotane serce uspokoją się na chwilę.