Sporo czasu minęło odkąd mieliśmy okazję korzystać z usług narodowego przewoźnika. Oczywiście naszej uwadze nie uszły regularnie pojawiające się w polskich mediach informacje o zadłużeniach, restrukturyzacjach, modernizacjach i „drimlajnerach”. Do historii przeszła przecież relacja na żywo z pierwszego lądowania „drimlajnera” w barwach LOT-u na warszawskim Okęciu, kiedy to nawet F-16 poderwały się do boju, by dzielnie eskortować ten ówczesny cud techniki. Nie było mnie na świecie, kiedy Neil Armstrong stanął na Księżycu, ale podejrzewam, że poziom ekscytacji towarzyszący obu wydarzeniom był podobny.

Pomimo tego planując dłuższe czy krótsze wypady, LOT-u nie bierzemy zazwyczaj pod uwagę , a jeśli przypadkiem trafimy na ich pokład, zawsze będzie o czym napisać…

Tym razem wybieraliśmy się na wakacje do Bułgarii, a więc przyszło nam zmierzyć się z trasą Warszawa-Sofia-Warszawa. Bilety kupiliśmy kilka miesięcy temu w Szalonej Środzie i to tylko ze względu na to, że wiedząc, iż polecimy z dzieckiem, będziemy mieli trochę bagażu, za co WizzAir kazałby słono dopłacić. Poza tym stwierdziliśmy, że z chęcią potestujemy ich usługi w nowej odsłonie, kiedy to nie ma już nic za darmo na pokładzie.

Żeby nie było typowo, nie podzielę mojej recenzji na standardowe plusy i minusy, tylko na zaskoczenia pozytywne i negatywne 🙂

Zacznijmy od zaskoczeń pozytywnych:

1. Dobrze, że nie Grześki.

Kiedy jechaliśmy autobusikiem po płycie lotniska, żeby dotrzeć do naszego samolotu, padł na nas blady strach, bo oto naszym oczom ukazały się dwie lotowskie maszyny. Jedna w tradycyjnych barwach, a druga z Grześkami. Reklama czekoladowych batoników na kadłubie Embraera wygląda doprawdy uroczo i naprawdę aż dziw bierze, że komuś mogłoby się wydawać, że po jej umieszczeniu wzrośnie spożycie tych czekoladowych wafelków.

Jaki z tego plus pozytywny?

Na całe szczęście autobus zatrzymał się przed samolotem bez Grześków.

Grześki nieśmiało wyglądają zza kadłuba sąsiada

2. Taran na trasie samolotu.

Kiedy niemal ostatni wysiedliśmy z autobusu wiozącego nas bezpośrednio do samolotu, objuczenie dwoma plecakami, torbą Stasia, Stasiem i wózkiem, nagle ni stąd ni zowąd, pojawił się taran w osobie niepozornego pana. To on utorował nam drogę prosto do kabiny samolotu, odpychając wszystkich ludzi na boki. I chociaż wydawało mi się, że nie zrobi tego już na samych schodkach, to jak bardzo się myliliśmy. Pan z obsługi lotniska swoją skutecznością przewyższał wszystkich napastników polskiej drużyny piłkarskiej. Odprowadził nas do samych drzwi, zostawiając za sobą pomruki niezadowolonych współpasażerów.

Uwaga: jeśli chcesz powtórzyć ten numer w trakcie swojego lotu, musisz dysponować odpowiednio małym dzieckiem 🙂

3. Trzymajcie się, baba pilot.

Czy ktoś coś mówił o otwarciu typowo męskich zawodów na płeć piękną? Czy ktoś z Was przeżył tę dziwną chwilę niepokoju i zastanawiał się, czy to przypadkiem stewardessa nie przejęła sterów samolotu?

Najdziwniejsze jest, że to ja a nie mój mąż byłam bardziej zdziwiona, kiedy usłyszałam kobiecy głos z kokpitu. Nigdy nie zdarzyło się nam lecieć na pokładzie samolotu, którego kapitanem była kobieta. Brawa dla LOT-u za damską obsadę nie tylko w zawodzie stewardess 🙂

W tym miejscu muszę jednak przyznać, że kiedy już przyjęłam do wiadomości fakt pilotowania naszego samolotu przez kobietę, zaczęłam wyobrażać nasz lot niczym delikatne sunięcie po chmurkach. Myślałam o cudownie płynnych manewrach i poczuciu bezpieczeństwa, że skoro za sterami siedzi babka, to pewnie będzie przyjemnie, słodko, bez żadnych turbulencji itd.

Ło matko, jak ta babka wchodziła w zakręty. Rozumiem, że w powietrzu nie ma barierek jak na trasie rajdów, ale kobieto, opamiętaj się. Dopadły mnie niezłe zawroty głowy, co się raczej nie zdarza, a kiedy mieliśmy podchodzić do lądowania, to z miejsca zrobiło mi się słabo na samą myśl o tym, co może nas czekać. To chyba właściwe określenie, że ta baba miała jaja.

Popisy naszego pilota wcale mnie nie zniechęciły do latania z kobietami i mam nadzieję, że niedługo znowu znajdę się na pokładzie samolotu pilotowanego przez kobitkę.

4. Prezent dla berbecia.

W roli berbecia występuje Staś, a rola prezentu przypadła czterem kredkom i książeczce, które Stasio otrzymał od stewardessy. Biorąc pod uwagę, że kiedy nasz synek zacznie samodzielnie latać, czyli za jakieś 15-20 lat, LOT może należeć już do historii, ta pamiątka nabiera prawdziwie sentymentalnego znaczenia.

Niestety, Stasio znowu wolał gryźć instrukcję bezpieczeństwa.

Sponsoruje LOT

5. Coś na ząb.

Miało być nic, wielkie zero, null. Tymczasem ku pokrzepieniu żołądków dostaliśmy wodę i małe Prince Polo.

Jeśli ktoś jeszcze nie słyszał lub nie wie, to od pewnego czasu na trasach europejskich i na bliski Wschód LOT nie serwuje darmowych posiłków.

Tylko co o tym wszystkim sądzą Grześki?

Czy może być jeszcze ciekawiej?

Poniżej zaskoczenia negatywne:

1. Bez rękawa da się żyć.

Płacisz za bilet jak za zboże, jak za lot w innych normalnych europejskich regularnych liniach, a do samolotu naginasz autobusem. Może dla innych to nie problem, ale skoro już płacę, to wymagam.

Po drugie, o wiele wygodniej jest rodzicom z dziećmi, kiedy nie muszą przenosić się z całym ekwipunkiem po schodach na płytę lotniska, później z płyty do autobusu, z autobusu do samolotu.

2. Wolę duże.

Na wyposażenie LOT-u składają się „drimlajnery”, jakieś tam stare Boeingi, ale na większości tras operuje na Embraerach. My lecieliśmy Embraerem 175, zresztą nie pierwszy raz. Jednak dopiero tym razem odczuliśmy boleśnie tę małość samolotu.

Stasio nie zasnął od razu, a kiedy zeżarł już prawie całą instrukcję i zaczął zabierać się za gazetkę pokładową, nagle było mu źle, niewygodnie. Stasio chciał wyżej, chciał oglądach chmurki przez okno, chciał oglądać ludzi z tyłu, byle nie siedzieć na kolanach. A więc bierzesz malca na ręce, podnosisz triumfalnie i słyszysz łup. Właśnie walnąłeś głową w sufit. Nasza rada: w Ebraerze podnoś się powoli i pamiętaj, że nigdy nie wyprostujesz się do końca na swoim siedzeniu.

Druga rada: pomódl się o to, żeby nie doszło do użycia pieluchy. Ja się modliłam i pomogło 🙂

Kiedy zobaczyłam rozmiary przewijaka, to stwierdziłam, że jedyna szansa na przewinięcie Staśka pojawi się, kiedy uprzejmie go poproszę o powrót do pozycji embrionalnej, a on uprzejmie tej prośby usłucha.

3. Spragniony? Głodny? Na co czekasz, wyciągaj portfel.

To nie bajka, tylko rzeczywistość, bo za bardziej wysublimowane od wody i Prince Polo potrzeby przyjdzie nam zapłacić. Po 8 zł za kawę i herbatę, ale z fajnym mieszadełkiem. Za „dychacza” zjesz kanapkę.

A na koniec niespodzianka: pisała, ironizowała i co z tego miała? Mimo wszystko nie ominęła nas podróż Grześkami. W drodze powrotnej na lotnisku w Sofii ukazał nam się cudowny widok grześkowego samolotu, który czekał na nas z otwartym rękawem. Cóż to była za przygoda, widać na zdjęciach.

Powyższy wpis nie jest sponsorowany i świadczy o pozytywnym nastawieniu autora do życia. Przecież wyszło więcej plusów niż minusów.