Jeśli nie skusicie się same na kupno jakiegoś ciążowego poradnika, zapewne zdarzy się, że ktoś podaruje Wam taki w prezencie. Myślę, że warto mieć przynajmniej jedną książkę, która rozwieje wątpliwości i odpowie na najważniejsze pytania, jakie pojawiają się w trakcie ciąży. Poza tym taki poradnik to ciekawa alternatywa dla typowej lektury do poduszki 🙂
Przedstawię trzy poradniki, z których sama korzystałam i uważam, że można w nie śmiało zainwestować. Każda z tych książek jest napisana w zupełnie innym stylu i pewnie niekoniecznie zapragniesz mieć je wszystkie jednocześnie. Dzięki temu, że podchodzą do ciąży na różne sposoby, można jednak wybrać taki typ poradnika, który będzie najbardziej odpowiedni do oczekiwań.
Zacznijmy więc od początku:
1. „W oczekiwaniu na dziecko. Poradnik dla przyszłych matek i ojców”, Heidi Murkoff, Sharon Mazel, wyd. Rebis
To była pierwsza książka, którą dostałam w ciąży, a trzeba podkreślić, że sprezentował mi ją mąż. Przez całe dziewięć miesięcy czerpałam z niej wiele przydatnych informacji. Prawda jest taka, że przeczytałam ją w całości już na samym początku, a później wracałam do poszczególnych rozdziałów odpowiadających miesiącom ciąży i czytałam je jeszcze raz.
Co ważne, to nie jedyna książka tych autorek skierowana do rodziców. W serii ukazały się również poradniki dla tych, którzy ciążę dopiero planują oraz dla tych, którzy dziecko już mają. Jeśli więc komuś przypadnie do gustu styl autorek i jakość informacji, mogą zaopatrzyć się również w ich książki na temat rozwoju dziecka w pierwszym, drugim i trzecim roku życia.
Plusy:
– Dużo, dużo wiadomości. Książka zawiera ogromną dawkę wiedzy na temat ciąży i jej przebiegu. Dowiesz się wszystkiego o rozwoju dzidziusia i jego postępach w kolejnych tygodniach. Co najważniejsze, nie trzeba być lekarzem, żeby wszystko zrozumieć.
– Porządek w informacjach. Rozdziały odpowiadają kolejnym miesiącom ciąży, dzięki czemu łatwo odnaleźć właściwą część, która nas aktualnie interesuje.
– Praktyczna forma pytań i odpowiedzi. Każdy rozdział zawiera krótkie pytania z życia wzięte, jakie z pewnością pojawią się na kolejnych etapach ciąży, na które udzielane są długie i wyczerpujące odpowiedzi. Począwszy od standardowych niewiadomych na temat genetycznego prawdopodobieństwa wystąpienia rozstępów…
– Dostosowana do polskich warunków. Redaktorzy się postarali i w miejscach, które wymagały uwzględnienia specyfiki polskiego systemu opieki zdrowotnej lub innych niuansów związanych z lekarzami czy szpitalami, pojawiają się przypisy, które tłumaczą, jak to jest u nas. Niestety, przypisy te nie tłumaczą, dlaczego tak jest.
– Nie tylko o ciąży. Słusznie w podtytule pojawia się nawiązanie do poradnika dla ojców, ponieważ znajdziecie tu także specjalną część przeznaczoną męskim rodzicielom. Radzę podsunąć im ten kawałek do przeczytania tak szybko, jak to możliwe. Ponadto dodano także rozdziały o porodzie i połogu, ale nie trzeba spieszyć się z ich czytaniem J
Minusy:
– Uwaga: to nie jest książka do wanny, bo jest diabelnie duża i ciężka (624 strony). Miałam wydanie w miękkiej oprawie, ale jest też w twardej i całe szczęście, że mój domyślny (a może oszczędny) mąż nie kupił mi tej cegły właśnie w takiej oprawie.
Dodatkowo, jeśli ktoś dysponuje w ciąży nadmiarem wolnego czasu albo jest bardzo skrupulatny, może dokupić do książki specjalny dziennik a’la ciążowy pamiętnik, w którym można sobie zapisywać wszystkie szczegóły ciążowych uniesień i dolegliwości.
2. „Ciężarówką przez 9 miesięcy”, Kaz Cooke, wyd. Insignis
„Chociaż rady zawarte w większości poradników dla ciężarnych są zwykle bezcenne, to ich lektura jest równie przyjemna jak mieszanie cementu rękami. W porównaniu z nimi poradnik Kaz Cooke to kąpiel z bąbelkami, to dr Spock pod wpływem gazu rozweselającego…“.
Powyższe zdanie to początek opisu kolejnego ciążowego poradnika i czytając go, chyba już wiadomo, że mamy do czynienia z innym kalibrem książki. I tak właśnie jest. Jeśli ktoś nie przepada za sucho podanymi informacjami, powinien śmiało sięgnąć po ten poradnik. Swój egzemplarz dostałam od przyjaciółki, do której dołączyła różową kartkę z życzeniami różowej dziewczynki 🙂
Plusy:
– Humor, humor i jeszcze raz humor. Prawda, że najładniej wyglądamy, kiedy się uśmiechamy, a kiedy dodatkowo jesteśmy w ciąży, to chyba musimy promienieć od tego uśmiechu. Czytając tę książkę, powodów do uśmiechu nie zabraknie, ponieważ autorka podeszła do kwestii ciąży ze sporą dawką humoru, która dotyczy nie tylko opisów perypetii ciążowych, ale nawet ilustracji jej autorstwa. Postawmy sprawę jasno: te obrazki to raczej karykatury, aniżeli wybitne dzieła, więc tym zabawniej się na nie patrzy.
– Miarka do określenia wielkości naszego lokatora. Na początku każdego rozdziału jest narysowana miarka w cm, na której zaznaczono długość tego lokatora odpowiednią dla danego tygodnia ciąży. Czyż nie pożyteczne? Zamiast się głowić, ile to może być te 15 cm, wystarczy rzucić okiem, a później w skupieniu przenieść palce z miarki na swój brzuch 🙂
Minusy:
– Perspektywa prosto z Antypodów. Autorka jest Australijką, więc wszystkie informacje podano z punktu widzenia tego kraju. Być może niektórym to nie będzie przeszkadzać, a książkę czyta się tak lekko, że można uznać to za część tej powieści. Ja jednak zawsze łapałam się na tym, że w Polsce to wszystko mamy inaczej.
– Niektóre kwestie zostały mocno przerysowane. Z jednej strony styl książki ma być „z jajem” i tak się trzyma na wszystkich stronach. Czy jednak każda z nas będzie wymagać majtek wielkości spadochronu, a palce będzie miała jak salceson?
3. „Duchowe położnictwo”, Ina May Gaskin, wyd. Virgo
W myśl zasady dla każdego coś dobrego proponuję książkę, która zwraca uwagę na duchowy, pierwotny aspekt narodzin. Zamiast typowego praktycznego poradnika z podziałem na poszczególne tygodnie ciąży, mamy tutaj zbiór opowieści z praktyki słynnej duchowej położnej. Nie sposób nie wspomnieć kilku słów na temat samej autorki, która od ponad czterdziestu lat wyznacza standardy tego, co można określić mianem porodu domowego.
Ina, z wykształcenia filolog, założyła w latach 70. ubiegłego wieku wraz ze swoim mężem coś na kształt komuny, którą nazywali Farmą. Na miejscu kobiety zachodziły w ciążę i okazało się, że ktoś musi przyjmować te wszystkie porody. Wtedy Ina poczuła w sobie niezwykły impuls do niesienia im pomocy i zgłębiania wiedzy na temat położnictwa, co sprawiło, że została jedną z najsłynniejszych położnych na świecie.
Plusy:
– Powrót do korzeni. W większości przypadków poród w dzisiejszych czasach kojarzy się głównie z fizjologią, szpitalem, lekarzami albo cesarskim cięciem. Dzięki tej książce odkrywamy jednak duchowy wymiar tego wydarzenia, bo gdyby tak pomyśleć głębiej nas całym sensem narodzin, to w istocie dochodzimy do wniosku, że to jednak prawdziwy cud – wydanie na świat małego człowieczka.
– Coś dla wrażliwców. Historie opisane w książce poza odwołaniem do konkretnych kwestii „technicznych” związanych z porodem, są przede wszystkim wspaniałymi opowieściami kobiet, które rodziły swoje dzieci w zupełnie intymnej, niezwykłej atmosferze, najczęściej w towarzystwie partnera i Iny May Gaskin. W tym wszystkim jest coś pierwotnego, że człowiek zaczyna sobie wyobrażać, że przecież zanim powstały szpitale, zawsze tak było. Kobiety od zawsze rodziły w taki sposób praktycznie bez żadnego wspomagania medycznego.
– Książka jak powieść. Chociaż książka nie jest mała, zapewniam, że przeczytasz ją jak powieść, a że w trakcie czytania na każdej stronie przybywa średnio po jednym obywatelu więcej, no cóż… taka fabuła 🙂
Minusy:
– Cena. Wiedza kosztuje, wiedzę się ceni, ale dlaczego ta książka kosztuje 163 zł, to naprawdę trudno mi zrozumieć.
A która z tych książek mogłaby znaleźć się w Waszej ciążowej biblioteczce? A może macie własne, zupełnie inne typy poradników, do których warto sięgnąć?