Wielkanoc tuż tuż, więc drżą już pewnie wszystkie kury, bo normy ilościowe na jajka podskoczyły podwójnie, a może i lepiej. Produkują więc zaciekle w pocie grzebienia, a to na wydmuszki, na pisanki, do faszerowania, do sałatki i na milion innych sposobów. Chyba po świętach należą się kurom jakieś solidne wakacje, no ale mniejsza o to, bo póki związków zawodowych nie założą, to marnie widzę ich los 🙂
Jak każdy przeciętny konsument wiem, że w sklepie dostaniemy jajka oznaczone na cztery różne sposoby: 0, 1, 2 i 3. Wiem też, że jajeczka z 2 i 3 pochodzą od kur uciemiężonych, ściśniętych w klatkach, które być może nigdy słońca nie oglądały i nie obejrzą. „Zerówki” natomiast to jajka ekologiczne, najlepsze, najzdrowsze i pochodzą od kur, które niczym wyniosłe damy maszerują sobie po wybiegu, po tych łąkach zielonych i dziobną sobie to tu, to tam i same decydują, kiedy i jak jajko zniosą. Oczywiście jedzenie też mają nie byle jakie, a ich sielankowy żywot sprawia, że nawet na opakowaniach jajek napisano, że pochodzą one od szczęśliwych kurek z ogrodu, zagródki itd.
W tym miejscu wspomnę jeszcze o produkcji jajek bez oznaczeń. Zazwyczaj spotkamy je na małych ryneczkach, a rozprowadzane są po cichu przez zachustkowane babuleńki, które o żadnych modyfikacjach to nawet w najczarniejszych snach nie słyszały.
Przedsiębiorczy producenci starają się jednak oddziaływać na naszą wyobraźnię i dodają znaczki anty-GMO albo EKO wielkimi literami, a to co naprawdę za tym przemysłem stoi, pozostaje sobie na uboczu zagrzebane przed konsumentem pazurem naszej głównej bohaterki.
Całkiem niedawno zostaliśmy oświeceni nieco w kwestii produkcji jajek ekologicznych czy „zerówek”. I tutaj okazuje się, że w wyjątkowych przypadkach telewizja jest pożyteczna. Udało nam się obejrzeć program, w którym przedstawiono kulisy produkcji żywności ekologicznej, no ale o jajkach miała być mowa, więc na tym się skupię.
Wygląda to więc całkiem inaczej od wyobrażenia, które próbują nam zaszczepić producenci takich jajek. A więc mamy taką sobie fermę, która liczy 9 tysięcy kur, a przepisy unijne pozwalają trzymać w jednym budynku tylko 3 tysiące kur. No to wystarczy w jednym budynku oddzielić po 3 tysiące kur siatką i wszystko już gra.
Rozprawmy się teraz ze słynnym już grzebaniem w ziemi na zielonej łączce. Choć ferma ma dokoła piękny, zielony teren, to kury zazwyczaj nie opuszczają budynku, a co odważniejsze oddalają się na kilka metrów od niego. Skąd to magiczne przywiązanie? Ano jak się jest tak obżartym, że ciężko brzuch ciągać po ziemi, to po jakiego grzyba łazić po jakiejś łące.Umówmy się, że raczej kury nie robią tego dla przyjemności, tylko po to, żeby szukać jedzenia. Na takiej ekologicznej fermie nie ma jednak żadnej potrzeby błądzenia po bezkresnych polach, bo wszystko pod dziób podsunięte.
To o paszy słów kilka. Po pierwsze, kury karmi się tak, żeby znosiły jak najwięcej jajek i nie ma tu żadnego zmiłuj. Norma musi być wyrobiona, bo zazwyczaj taki producent ma podpisaną umowę handlową z jakąś siecią spożywczą i nie ma, że boli. Zobowiązał się dostarczać tyle, a tyle, więc kury wolnego raczej nie dostaną. Po drugie, najlepiej sprawdza się pasza z dodatkiem bogatej w białka soi. Szkopuł w tym, że ok. 80% światowej produkcji soi jest genetycznie modyfikowana. Pozostaje więc tylko liczyć na to, że nasz producent nakarmił kury paszą z soją, która pochodzi z upraw niemodyfikowanych.
Nawet jeśli jednak tak było okazuje się, że ekologiczni producenci paszy dla kur, którzy szczycą się tym, że u nich soi genetycznie modyfikowanej nie ma, mogą paść ofiarą oszustów. Tak też stało się we Francji, gdzie wiodąca firma płaciła za soję ekologiczną, a dostawała modyfikowaną, pochodzącą prawdopodobnie z Rumunii. Wtopa na całego, a klienci jajka EKO, anty-GMO od wolnej kurki kupili i zapłacili jak za zboże.
Jeśli chodzi o nas, to z rezerwą patrzymy na te całe oznaczenia producentów i choć nie wybieramy 2 i 3, to uważamy, że cena jajek wyższej jakości jest nieadekwatna do tego, co konsument otrzymuje. Najczęściej jednak wybieramy te bez oznaczeń od babuleniek albo ze wsi od jednej lub drugiej teściowej. Te kury też pewnie GMO żarły, ale przynajmniej mamy poczucie, że nie dajemy się nabierać rozdmuchanej propagandzie EKO-jajek.
No to jakie jajka zaserwujecie na wielkanocnym stole?